TRZEJ BRACIA MICHALSCY-NIEZNANI ŻOŁNIERZE WRZEŚNIA

W dzieciństwie utkwiła mi mocno w pamięci opowieść mojej matki o trzech rodzonych braciach Michalskich, którzy poszli pod koniec sierpnia 1939 roku bronić ojczyzny i ślad po nich zaginął.

 

Najstarszy Eugeniusz i średni Sobiesław po studiach ukończyli podchorążówki i dostali powołania do swoich jednostek. Najmłodszy Aleksander poszedł na wojnę na ochotnika.

 

Z rodzicami została siostra Maria, która pracowała w PCK, a podczas okupacji należała do Armii Krajowej. Cała rodzina charakteryzowała się mocnym poczuciem patriotyzmu. Matka, ojciec i córka przeżyli okupację. Cały czas czekali na jakąś wiadomość od zaginionych. Różne były informacje ustne. Ktoś mówił, że Sobiesław walczył pod Kutnem. Dwaj pozostali bracia wycofali się ze swoimi oddziałami na wschód. Znajomi widzieli ich w październiku 1939 roku, w miejscowości Kostopol koło Łucka na Wołyniu, gdzie przebywali u swojego krewnego, który był tam wicestarostą. Kuzyna aresztowało NKWD, a Eugeniusz i Aleksander posiadając wizy rumuńskie udali się do Rumunii. Stamtąd, zgodnie z rozkazem, chcieli udać się do Francji, żeby prowadzić dalszą walkę z okupantami.

 

Rodzice i siostra czekali przez całą okupację i po zakończeniu wojny na ich powrót. Poszukiwano ich przez PCK, ale nie uzyskano żadnej wiadomości. Zginęli bez śladu. Rodzice aż do swojej śmierci wierzyli w ich powrót. Ciągle wyglądali przez okno na drogę, w nadziei ujrzenia swych synów. Przecież jeszcze długo po wojnie odnajdowali się ludzie po wojennej tułaczce. Oni jednak nie wrócili.

 

Ja nigdy o nich nie zapomniałem. Starałem się, gdzie tylko było możliwe, sprawdzać listy żołnierzy września. Na początku 1997 roku, gdy byłem w księgarni, w Warszawie, moja cierpliwość została nagrodzona. Znalazłem dane osobowe średniego z braci w wydawnictwie ,,Polegli i pochowani podczas II wojny światowej". Z wrażenia dreszcz przeleciał mi po plecach. Sobiesław Aleksander Michalski, sierżant podchorąży 72 pułku piechoty 28 DP, zginął 12 września 1939 roku i został pochowany na cmentarzu Pruszków-Żbików. W kancelarii nie ma aktu zgonu. Byłem tam. Na cmentarzu, blisko muru, znajduje się zbiorowa, żołnierska mogiła, a obok grób porucznika i podchorążego. Nie było tablicy z nazwiskami, ale dzięki mojej interwencji takowa się pojawiła.

 

Jaka ironia losu! Podejrzewano, że zginął w bitwie pod Kutnem, a on przebijał się ze swoim oddziałem przez Grodzisk Mazowiecki do Warszawy i padł w Pruszkowie, tak blisko domu rodzinnego. Zacząłem szukać informacji na temat historii walk oddziału Sobiesława. Najwięcej szczegółów tragedii polskich oddziałów pod Pruszkowem uzyskałem z książki ,,W cieniu Warszawy" Krzyczkowskiego. 12 września w godzinach rannych wykrwawione resztki Armii ,,Łódź" wycofywały się z lasów żyrardowskich w kierunku Warszawy wzdłuż linii kolejowej. 28 DP w składzie pięciu osłabionych batalionów i dywizjonu artylerii ,z małą ilością amunicji, po krótkiej walce zdobyła Brwinów. Następnym etapem miało być zajęcie Pruszkowa. Wobec przewagi niemieckiej i słabego wsparcia artyleryjskiego, natarcie Polaków załamało się. Przy dużych stratach zmieniono kierunek wycofywania się. Resztki oddziałów ruszyły do Puszczy Kampinoskiej i Modlina. Gdy ucichły odgłosy walk, do Pruszkowa dotarła tragiczna wiadomość o wielkiej liczbie rannych i zabitych.

 

 

13 września po południu przedstawiciele Komitetu Obywatelskiego zwrócili się do niemieckiego komendanta miasta z prośbą o pochowanie zabitych i przewiezienie rannych żołnierzy do szpitala. Kazano zgłosić się po pozwolenie następnego dnia. Niemcy 13 września zbierali swoich zabitych i rannych, nie zwracając uwagi na żołnierzy polskich. Pruszkowianie zaczęli akcję zwożenia ofiar walk dopiero 14 września z Lasów Helenowskich (między Podkową, a Komorowem), spod Ożarowa i Ołtarzewa. Zabici i ranni żołnierze polscy leżeli na polu bitwy przez dwa dni we wrześniowym upale. Zdarzały się przypadki, że żyjący jeszcze czołgali się w głąb lasu, żeby nie dostać się do niewoli. Trudno było ich odnaleźć. Często umierali tam z upływu krwi. Do dziś w Lasach Helenowskich można spotkać samotne mogiły.

 

Nadal próbowałem dowiedzieć się co stało się z pozostałymi braćmi. Wiadomo było, że pod koniec kampanii wrześniowej znaleźli się na wschodnich terenach Rzeczpospolitej. Napisałem do Centralnego Archiwum Radzieckiego, ale odpowiedziano mi, że nie mają żadnych informacji. Nie poprzestałem na tym i zwróciłem się do organizacji ,,Memoriał" i Czerwonego Krzyża Ukraińskiego. Okazało się, że te organizacje posiadają informacje na temat braci Michalskich.

 

 

10 października 1939 roku, podczas przekraczania granicy rumuńskiej, pomimo tego, że posiadali wizy rumuńskie, zostali aresztowani przez Sowietów i osadzeni w więzieniu w Charkowie na Ukrainie. Dziesięć miesięcy od aresztowania bracia Michalscy spędzili w więzieniu, gdzie byli gruntownie przesłuchiwani. 2 sierpnia 1940 roku zaocznie decyzją komisji specjalnej OSO w Moskwie zostali skazani na 8 lat wychowawczego obozu pracy ITŁ. Gdy zapadł wyrok Michalscy zostali wraz z innymi zapakowani w kryte wagony towarowe i udali się na zesłanie do Republiki Komi leżącej poza kręgiem polarnym. W czasie transportu zmarł Eugeniusz, a jego młodszy brat Aleksander dojechał do obozu. Po miesięcznym tam pobycie, w strasznych warunkach ciężkiej pracy i on pożegnał się z tym światem. Dzięki mojej wytrwałości dowiedziałem się jaki los spotkał tych trzech braci-patriotów, którzy oddali swoje młode życie w obronie ojczyzny.

 

Stefan Wyszyński

  • Autor_artykuu